sobota, 26 września 2015

Kirgistan - tranzytem, przez Osz do Uzbekistanu


Wczesnym rankiem, razem z Sarą i jej lubym z Pakistanu, ruszamy na autobus na dworzec 'wylotowy' z miasta Kaszgar gdzie żegnamy się z Chinami i łapiemy pierwszą taksę w stronę Kirgistanu. Z powodu naszego targowania i szukania najtańszej opcji, pomiędzy dwoma taksiarzami wynikła mała boruta, ale no co pan panie zrobisz. My jedziemy za cenę jaką ustaliliśmy ;)

czwartek, 24 września 2015

Sprzedam bądź kupię...


Ujgurzy i pozostałe mniejszości etniczne prowincji Xinjiang spotykają się w każdą niedzielę na przedmieściach Kaszgaru, aby dobić targu. W pełnym słońcu, wśród gwaru, unoszącego się pyłu i kurzu sprzedają i kupują. Bazarów jest w mieście kilka, ale ten jest szczególny - handluje się tu żywym towarem.
 

Jacek.

niedziela, 20 września 2015

Taxkorgan/Kaszgar - … a miało być z górki!



Kurcze, a miało być z górki. Okazało się, że z 3090 m n.p.m. musimy wjechać na 4100 m n.p.m., jakieś 50 kilometrów pod górkę przed nami. Lekko nie jest. W dodatku wieje tak, że nawet jak jest z górki to trzeba pedałować bo inaczej rowery w końcu się zatrzymują. Po kilku godzinach docieramy nad jezioro Karakul położone na wysokości 3600 m n.p.m. Stojąc u jego brzegów mamy widok na trzy wielgasy: Kongur Tagh (7649 m), Muztagh Ata (7546 m), i Kongur Tiube (7530 m).


czwartek, 17 września 2015

Taxkorgan/Kaszgar – … a jak stąd daleko do Chin?


Spotykamy się w południe z Matanem i już w trójkę jedziemy na dworzec autobusowy aby znaleźć dostawczaka, który zabierze nas i nasze rowery do położonego ponad 300 kilometrów dalej Taxkorgan. Nie bez przygód udaje nam się znaleźć chętnego. Małe kombinacje aby nas wydoić ale nie dajemy się i o 14 ruszamy z Kaszgaru. Fajnie bo podczas całej trasy możemy zobaczyć co nas będzie czekało w drodze powrotnej. Uuuuu, machamy ogonkami, jest pięknie. Ośnieżone siedmiotysięczniki są na wyciągnięcie ręki.

niedziela, 13 września 2015

KASZGAR – kraina chlebem i szaszłykiem płynąca


Do Kashi docieramy pięknym przedpołudniem. Niby jedenasta a wszystko wygląda jakby dopiero co obudziło się ze snu i ospale zaczyna trybić. Pasuje to do naszych obrotów więc dysonansu nie czujemy i spokojnie udajemy się do centrum w poszukiwaniu miejsca na nocleg. W samym środku środka miasta znajdujemy hostel z widokiem na główny meczet Id Kah. Tak, tutaj większością (choć już nie tak znaczną, bo Chińczycy Han są tu skutecznie przesiedlani aby, tak jak dzieje się to na przykład w Tybecie, odwrócić proporcje) są Ujgurzy. Znaczna część kobietek ma zatem na głowach chusty, ale do tego spódniczki ledwo zakrywające kolanko i zdarzają się nawet krótkie rękawki. Taki Islam to ja owszem.

wtorek, 8 września 2015

TURPAN – rajski smak winogron


Jadąc z dworca kolejowego do Turpanu mijamy ciągnące się bez końca winnice. Po lewej, po prawej, na przedmieściach i w centrum miasta więc naturalnym wydaje się, że pierwsze czego należy spróbować to winogrona. Białe. Słodkie. Bez pestek. Skórka chrupiąca. Przepyszne. Idealne, po prostu idealne. Od tego momentu jemy je do każdego posiłku.

poniedziałek, 7 września 2015

Hua Shan – schody do…



Kilka godzin jazdy autobusem od Xi’an znajdują się góry Hua Shan. Jedziemy tam na dwa dni. Już na dzień dobry jesteśmy nimi oczarowani. Skały wystają z ziemi tak strzeliście i są w kolorze jasno piaskowym, że wyglądają jak zęby przeogromnego smoka z pietruchą, która mu tam utkwiła po obiedzie. Na prawie pionowych ścianach rosną bowiem drzewa i inne krzakocia.

piątek, 4 września 2015

Xi'an - na jedwabnym szlaku


Do Xi’an (szian) docieramy nocnym pociągiem. Niestety nie udało nam się zakupić biletów na miejsca leżące więc jedziemy na tzw. hard seat’ach. W dodatku były to jedne z ostatnich w ogóle dostępnych w tym pociągu miejsc więc siedzimy w różnych wagonach. Łe…, to w końcu tylko 8 godzin jazdy (600 kilometrów).

wtorek, 1 września 2015

PINGYAO – stare miasto to czy muzeum?


Podróż pociągiem przebiegła bez żadnych ekscesów. Wszystko odbyło się na czas, siedzące miejsca wygodne, co chwilkę przejeżdżał wózek z asortymentem przekąsek, owoców, napitków i oczywiście ‘chińskich zupek’ w papierowych ‘wiadrach’. W sześć godzin robimy 400 kilometrów. Nasze obecne lokum znajduje się w centrum tutejszej atrakcji czyli starego miasta otoczonego, a jakże, murami obronnymi ;). Pingyao to jedna z niewielu miejscowości z tak dobrze zachowaną tradycyjną zabudową. Jego historia sięga 3000 lat wstecz.