czwartek, 25 lutego 2016

Także tego..., Jaisalmer Desert Festival.


Położony w sercu pustyni Thar, Jaisalmer przywitał nas mglistym porankiem w samym środku miasta, między wąskimi uliczkami. Dziesiątki ludzi przygotowywało się już do festiwalowej parady. Mamy zobaczyć, w popisowym wykonaniu mniemam, tradycje Rajastanu. Na tle piaskowych budynków i w tej gęstej mgle wszyscy są tak kolorowi, że klimat jest wręcz baśniowy. Spieszyliśmy tu właśnie po to, więc zaczynamy obchody Jaisalmer Desert Festival.

sobota, 20 lutego 2016

Pożegnanie z grzechotnikami

Przyszła pora wracać do Kalkuty. Nie jedziemy już jednak skuterami, jadą one z nami pociągiem. Trasę Kalkuta - Siliguri zrobiliśmy na początku naszej eskapady, więc nie będziemy jej dublować. Tym bardziej, że stan dróg pozostawiał bardzo dużo do życzenia, a my nie mamy po prostu ochoty na sześciodniową wycieczkę wertepami.

środa, 17 lutego 2016

Z wizytą u Ambassadora

 

Kalkuta, w przynajmniej jednym względzie, jest jak Nowy Jork. Na jej ulicach znajdziecie niezliczone ilości żółtych taksówek. Rządzi jedna marka - Hindustan Ambassador. Jego produkcja trwała nieprzerwanie niemalże 60 lat, aż dwa lata temu ostatni egzemplarz zjechał z taśmy. Przejażdżka nim jest jak podróż w czasie gdyż producent nie wprowadził w nim prawie żadnych zmian przez te wszystkie lata. To prawdziwy "King of the road" jak o nim tu mawiają, a swego czasu w białej odsłonie woził polityków pełniąc funkcję limuzyny rządowej. Nie było to drogie auto, bo niecałe 9 tysięcy USD wystarczyło by wyjechać nowym z salonu, jednakże z ceną zwykle idzie w parze jakość. Powstała więc cała masa warsztatów samochodowych, często tworząca całą dzielnicę specjalizującą się w ich naprawie. Jeden ze spacerów zaprowadził mnie właśnie w takie miejsce.

Jacek.

sobota, 13 lutego 2016

Doliny, wyżyny, doliny, wyżyny...

 

Ze zwariowanego świata Jonbeel Mela ruszyliśmy dalej, w stronę Meghalaya. Droga była po prostu przepiękna. Jak tylko przekroczyliśmy granicę stanu zaczęły się pagórki. A jak już minęliśmy Shillong, stolicę stanu, no to zaczęło się jak w raju. Wysokie kaniony z przepięknymi dolinami, wodospady, jeziora. Niby nie jest wysoko, ale nasze skutery ledwo dojechały do Cherrapunji, leżącej na 1300 m n.p.m wioseczki, okrzykniętej najbardziej deszczowym miejscem na ziemi. Przez dziesięć dni pobytu nie spadła na nas ani jedna kropla deszczu, choć całkiem ładnie się chmurzyło. W końcu jest zima, pora sucha. Temperatura w dzień kilkanaście stopni na plusie, w nocy na plusie stopni kilka. Po zmierzchu odzienie wierzchnie robi się mokre w kilka minut. Coś jest na rzeczy.