czwartek, 25 lutego 2016

Także tego..., Jaisalmer Desert Festival.


Położony w sercu pustyni Thar, Jaisalmer przywitał nas mglistym porankiem w samym środku miasta, między wąskimi uliczkami. Dziesiątki ludzi przygotowywało się już do festiwalowej parady. Mamy zobaczyć, w popisowym wykonaniu mniemam, tradycje Rajastanu. Na tle piaskowych budynków i w tej gęstej mgle wszyscy są tak kolorowi, że klimat jest wręcz baśniowy. Spieszyliśmy tu właśnie po to, więc zaczynamy obchody Jaisalmer Desert Festival.

Razem z uroczystą paradą prowadzoną przez dostojnych, pięknie ubranych i obwieszonych biżuterią wąsaczy na wielbłądach docieramy na ‘stadion’, gdzie rozpoczyna się druga część. A więc przed nami konkursy na: mistera pustyni, najdłuższe wąsy, wiązanie turbanu na czas, etc. Po mgle nie ma śladu, z nieba leje się żar, a ‘zabawa’ trwa w najlepsze. Wrócimy wieczorem na część muzyczną. Konkursu talentów niestety się nie spodziewaliśmy, zostaliśmy ‘zaskoczeni’, w dodatku przy sprzęgającym nagłośnieniu. Wytrwale jednak czekaliśmy… i na jedną chwilę, bo grali może z 30 minut, na duchu podniósł nas zespół grający tradycyjne dźwięki Rajastanu. Zdecydowanie lepiej nam się teraz będzie spało ;)

Kolejnego dnia festiwal przenosi się w inne miejsce ze względu na zaplanowany na dziś program. Od rana do wczesnego popołudnia mogliśmy oglądać: mecz polo na wielbłądach, rozgrywki w kabaddi kobiet i mężczyzn (na boisku jak do zbijaka drużyny poprzez dotknięcie przeciwnika próbują go wyeliminować z gry, trzymające w napięciu i bardzo emocjonujące muszę przyznać), pokaz wielbłądzich formacji tanecznych, a na dokładkę koncert żołnierzy grających na wiadrach, miskach i łyżkami, przeciąganie liny lokalsi vs turyści, przenoszenie na czas dzbana z wodą… Także jak widać, rozrywki moc.

Wieczorem kolejna dawka muzyki. Jeszcze kilka młodych talentów, a jakże, trio ubranych w biało-cekinowe suknie pań z Rosji, indyjski pop podwórkowy i reprezentacyjny chór z jakiejś szkoły. Już dosłownie 'odpływałam' kiedy na scenie pojawiła się ponad dwudziestoosobowa ekipa. Muzyka qawwali. Energiczna z przejmującym śpiewem i w akompaniamencie harmonium, tabli i klekotek. To właśnie dla takich rytmów tu przybyliśmy. Niestety grali może z pół godziny, a gdy po nich szturmem scenę wzięło lokalne Kombi, daliśmy przysłowiowego dyla.

Ostatniego dnia impreza odbywa się na wydmach Sam, 40 kilometrów od Jaisalmer. Trochę kłopotliwe wydawało się tam dotarcie, bo za zorganizowaną podwózkę wszyscy chcieli bardzo za dużo kaski, ale na stopa było i łatwiej, i przyjemniej. Docieramy w sam raz na wyścigi wielbłądów. Kilka biegów po kilku zawodników. Dystans krótki, walka zacięta. Opowiadali nam, że do zawodów zakwalifikowali się tylko zawodnicy z tak zwanymi 'plecami' w świecie tutejszego biznesu turystycznego. Jeśli tak, to smutne to, eh! Tymczasem na scenie długo się stroją, do finałowego koncertu… Zapowiada się dobrze. W międzyczasie spacer po wydmach, przy zachodzącym słońcu i w morzu przybyłej na festiwal publiczności ;) Miejsce na tego typu imprezy piękne, naprawdę. Pierwszy zespół tego wieczora to było coś ;) Młode wilki, fuzja. Brzmieli jakby nie słyszeli się nawzajem i grali każdy do swojego kotleta. Ledwo dało się to znieść. Ale po nich scenę opanowała starszyzna. Dziesięciu wąsaczy oczywiście, w turbanach oczywiście i pokazali młodzieży jak się na pustyni muzykę robi. Śpiew i klekotki. Wystarczyło. I na koniec, w nagrodę za wytrwanie tego całego festiwalowego ambarasu, ponad godzinny koncert muzyki sufickiej. Na scenie dziesiątki ludzi i instrumentów. Świetne wykonanie. To było prawdziwe szaleństwo. I mocy nareszcie przybyło.

Nie wiem dla kogo był ten festiwal szczerze powiedziawszy. Wyglądało to tak, jakby organizatorzy nie mieli na niego pomysłu. W tym roku organizację przejęła nowa ekipa, ponoć wcześniej było lepiej – tak mówią. Nie wiem też jak wyglądało to w poprzednich latach, ale nie za bardzo chce mi się wierzyć żeby jakoś diametralnie inaczej. Dla nas było bardzo kolorowo i gwarnie, a niektórym pewnie i artystyczny aspekt się podobał ;)

Festiwal minął, wszyscy się teraz rozjadą, a my na spokojnie zobaczymy co na tej pustyni tak naprawdę w trawie piszczy ;)

Aga.





 








































 




















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz