A więc 'wycieczka' do Sunderban. Aby odetchnąć świeżym powietrzem i sprawdzić nasz pierwszy skuter, ale przede wszystkim żeby zobaczyć tygrysy ;)
Sunderban to rezerwat przyrody, i teraz uwaga ;), leżący przy granicy z Bangladeszem, w dorzeczu Bidyadhar wpadającej do Zatoki Bengalskiej. Żyją tu, w naturalnym środowisku, tygrysy właśnie. Główna atrakcja. Nie zapominajmy o krokodylach, jeleniach, dzikach i setkach ptaków oraz o przepięknym położeniu - to nie będziemy zawiedzeni.
Naszym 'białaskiem' dopływamy, bo ostatnia prosta była promem, do miejscowości Pakhiraly. Miejsce to porośnięte jest lasami namorzynowymi, poziom wody wzrasta i maleje w ciągu doby o cztery do sześciu metrów więc łatwo się tu nie mieszka. A jednak się mieszka, i to z tygrysami w sąsiedztwie. Zdarza się, że głodny tygrys, który jest za słaby żeby polować wyszukuje najsłabsze osobniki na swój posiłek. Człowieka. Dla rybaków i zbieraczy miodu zorganizowano nawet specjalne maski, które zakładają na tył głowy tak aby mieć dwie twarze. Tygrys poluje od tyłu i to ma być dla niego taka zmyłka. Sprytne! Nie są to na szczęście tak częste przypadki, ataki zdarzają się rzadko.
Wypożyczoną łódką, z dwójką pięćdziesięciolatków i obowiązkowym przewodnikiem płyniemy na spacer po parku. Pan Wąsacz jest przygotowany piknikowo, z piersióweczką ;) Podśpiewuje i co chwila wybucha gromkim śmiechem. Jeśli by dane nam było natknąć się na tygrysa, śmiech pana Wąsacza na pewno by go spłoszył. Ale nie krokodyla. Ten, bez krępacji wylegiwał się na brzegu, na słońcu. Na oko 4-5 metrowa bestia, z otwartą paszczą i wielkimi zębiskami. Imponujący. Szybkość i zwinność z jaką wślizgnął się do wody była równie imponująca. I jeszcze te ptaki, kolorowe i przeróżne King Fishery, czaple i cała paleta wszystkich innych, wszystkie robiły przemiły klimat. Muszę również przyznać, że lunch 'zaserwowany' na pokładzie też podbił nasze serca. Było typowo - przepysznie ;)
Najciekawszym i najładniejszym jednak aspektem, że tak to ujmę, tej okolicy okazali się jej mieszkańcy. Przepiękni ludzie, spędzający cały swój czas na pracy w polu, w tych niełatwych warunkach. Wszystko odbywa się tu z takim spokojem, bez pośpiechu i w tych jakże pięknych, niepowtarzalnych okolicznościach przyrody gdzie wszystko do siebie pasuje. Jak trzeba. I choć tygrysa widzieliśmy jedynie w sklepiku, w postaci pluszaka - cały wypad do Sunderban i sielskie widoczki, które mijaliśmy w drodze powrotnej zrobiły nam nie lada frajdę. Udany wypad za miasto ;)
Aga.

















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz