niedziela, 5 lipca 2015

OLCHON - wyspa SZAMANÓW



Po 8 godzinach jazdy marszrutką i przeprawie promowej jesteśmy na wyspie Olchon. Jest to miejsce szamańskie i kolebka szamanizmu w tej części świata. Jedynym ‘miastem’ na Olchon jest Chużyr. Pierwszą osobą tutaj spotkaną jest nikt inny jak…. pochodzący z Indii Raj, który studiował medycynę w Sankt Petersburgu, a od paru lat mieszka i pracuje w Kirgistanie. Kilka wspólnie wypalonych papierosów, przemiłe pogaduchy i Raj zaprasza nas do Biszkeku. Jako, że jest wegetarianinem, obiecuje mi objazdówkę po najlepszych knajpkach jakie zna. Czyż nie miło :). Raj zostaje w hotelu, a my po zaprowiantowaniu się na kilka dni ruszamy na trekking. Cel: północny koniec wyspy.

Obiecaliśmy sobie jeden dzień odpoczynku na jakiejś milutkiej plaży więc pierwszego dnia nie ustajemy w poszukiwaniach miejsca idealnego. Jest! Jedynym naszym sąsiadem okazuje się starszy pan, nudysta, co i nas ośmiela i czujemy tu mega luz. Co prawda kąpiele w Bajkale trwają jakieś dwie minuty bo woda ma jakieś 10 stopni Celsjusza ale jest to mega orzeźwiające. Pierwszą nockę na Olchonie świętujemy moją ulubioną wódeczką brzozową, ogóreczkami małosolnymi oraz wiadomka – podwędzanym serkiem i Jacek – bonusowo przytarganym wędzonym omulem (endemiczną rybką z Bajkału). Rozpalamy ognisko, podpiekamy chlebek, o tak :) Na pierwszy dzień trekkingu zazwyczaj staramy się wziąć (może nie najlżejsze) jakieś smakołyki. W następnych dniach nasze jedzenie to już tylko nieodłączna owsianka na śniadanie, parę herbatników i orzechy na lunch oraz gotowany makaron (z pastą pomidorową bądź serkiem topionym) na kolację. Już w drodze na naszą plażyczkę mijamy kilka miejsc mających ślady szamańskich obrzędów. Są kamienne kręgi i kopce. Na drzewach wiszą wstążki i czaszki zwierząt. W darach ludzie zostawiają tu przeważnie pieniądze, papierosy, wódkę i cukierki więc tego typu przedmiotów są tu setki. Pogoda na wyspie nas nie oszczędza. Każdego dnia mamy cały wachlarz: z rana przepiękne mgły unoszące się nad Bajkałem (wspomnę, że co wieczór rozbijamy namiot nad brzegiem żeby każdy dzionek zacząć orzeźwiającą kąpielą), potem trochę słońca na przemian z deszczem, silne wiatry lub zupełnie bezwietrzny zaduch. Jednej nocy mamy nawet burzę. Docieramy na drugi brzeg wyspy gdzie ląd schodzi do wody stromymi klifami (kilkaset metrów do poziomu wody). Ale jak to, przecież nocka musi być na brzegiem jeziora! Spróbujmy – to miejsce wygląda jakby dało się tam zejść i w dodatku postawić namiot. Sprawdzamy. Kilkaset metrów w dół i już jesteśmy w najpiękniejszym miejscu na namiot spotkanym w naszym życiu. Bajkał, 3-4 metry kamienistej, białej plaży, kilka metrów zadrzewionej polanki i stromy klif. Spaliśmy tu jak dzieci.
 

Przez całą drogę (ok. 30-35 km) nie spotykamy nikogo. Jedyną drogą przez wyspę, którą bez problemu i skutecznie omijaliśmy, jeżdżą marszrutki z turystami więc w drodze powrotnej łapiemy tam stopa z wycieczką Rosjan. Zapraszają nas na lunch (za co jesteśmy bardzo wdzięczni, gdyż skończyło nam się tego dnia wszystko czyli jedzenie i fajeczki) zakrapiany wódeczką więc wszyscy są bardzo rozweseleni. Wspólnie odwiedzamy małą (4 domy) wioskę rybacką i mamy okazję zobaczyć jeszcze jeden gatunek endemicznych ryb Bajkału – małą Golomiankę, którą żywią się tutejsze foczki.

Ostatnią nockę spędzamy w Chużyr. Jako, że jesteśmy głodni jak wilki zjadamy pyszną kolację: co niektórzy ziemniaki z jajcem, inni wędzone i smażone endemiczne rybki. Z rana ruszamy do Irkucka aby złapać transport do Listwianki, kolejnej syberyjskiej wioski nad brzegami Bajkału.

Aga.





































 

 

 











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz