Po tygodniowych odwiedzinach u rodzinki w Moskwie lądujemy w Irkucku. Naszym ‘domkiem’ będzie LIKE hostel. Mikro i duszny hostel ale obsługa w postaci pani „Lucyny” przemiła. :)
Pierwsze kroki kierujemy do biura informacji turystycznej. To dla nas szok. Dziewczyna wie wszystko o co zapytamy, a jak nie wie odsyła nas do źródeł. Dostajemy wszelkie potrzebne mapy (Irkuck, Olchon, Listwianka, trekkingowe wszelkiej maści), rozkłady jazdy, no wsio. Bardzo radzi wracamy odsypiać nieprzespaną nockę w samolocie i 5 godzinną, względem Moskwy, zmianę czasu. Kilka ładnych godzin nam z tym zeszło. Wieczorkiem odwiedzamy Ethno Bar i zajadamy Uchę (zupa rybna), pierogi i placki ziemniaczane z kwaśną śmietaną :) Swojskie winko umila nam wieczorek.
Drugiego dnia okazuje się, że cały Irkuck zasypany jest śniegiem – ale topolowym :) Jest tego mnóstwo, mniej uczęszczane ulice są białe. Spacerujemy fajnie przygotowanym dla turystów zielonym szlakiem (przez cały czas prowadzi nas namalowana na chodnikach zielona linia). Mamy szansę i to z łatwością obejrzeć większość architektonicznych ‘perełek’ miasta leżącego nad rzeką Angara (Angara, to jedyna rzeka wypływająca z jeziora Bajkał. Jest tu legenda o romansie Angary i Bajkału). Budynki zbudowane są w przeróżnych stylach, łączy je rozmach z jakim je zbudowano. Każdy kolejny miał być ładniejszy od tych zbudowanych wcześniej. Pierwszy raz też spotykamy się ze stacjonarnym budynkiem cyrku, który jak na cyrk przystało jest okrągły i opasły. Zielony szlak kończymy wizytą w pomalowanej w piękne, żywe kolory cerkwi. W środku natomiast dominuje złoto, ikona wisi tu na ikonie, jest bardzo ‘ciasno’. Atmosfera robi się podniosła bo trafiamy w momencie kiedy dwie młode dziewczyny śpiewają ‘cerkiewne’ pieśni, łzy same cisną się do oczu. Taki człowiek nieprzewidywalny no.
Kogo i co udaje nam się jeszcze spotkać w Irkucku? A no renifery na przyczepie pick-up’a; jadących konno cyganów; trzy amerykanki namawiające do wstąpienia do kościoła jezusowego (na praktykach!); subway na każdym kroku; na głównym placu oglądamy zawody w podnoszeniu ciężarów; limuzyny wożące młodzież która właśnie skończyła egzaminy maturalne (wypusknoje); cysterny z kwasem chlebowym; modę rodem ze sklepu ’konfekcja damska SABRINA’; ale przede wszystkim przepiękne i bardzo nostalgiczne drewniane domy, które ze względu na wieczną zmarzlinę pozapadały się i teraz ich okna są na wysokości chodnika/drogi. O moich doświadczeniach z kuchnią nie będą pisała bo niestety nie spotkało mnie tu nic pasjonującego, a o bułeczkach z kartoszką za wiele wycedzić z siebie nie dam rady. Lubimy Irkuck bo niby nic szczególnego w sobie nie ma, a jednak coś w sobie ma. Może to te tramwaje, dzięki którym przemieszczanie się po mieście jest bardzo ‘klimatyczne’ ;) Jedziemy na Olchon.
Aga.







Gdzie z tym tyłkiem na chodniku. Wilka dostaniesz.
OdpowiedzUsuńDostanę wilka?! Naprawdę?! Dzięki Kuba :) Tylko gdzie ja go będę trzymała? I czy dzik nie będzie zazdrosny?
Usuń