środa, 13 maja 2015

AUTOSTOPIKSem


Nie taki wilk straszny jak go malują. Moje obawy, że stopik będzie dla mnie zbyt uciążliwy (no bo w końcu na stopa to człowiek już swoje pojeździł..., i się najeździł..., a teraz to by się chciało rach ciach..., bla bla bla... - takie tam bzdurki, że sama się skarcę) były oczywiście czczą gadaniną. Wszystko szło jak po niteczce a napotkani ludzie dostarczali nam tyle nowych doznań i przemiłych chwil, że muszę z tego miejsca podziękować mojemu lubemu, że nie ustąpił i dopiął swego - 'stopem i koniec!'


Co chwilę spotykały nas jakieś miłe zaskoczki, każdy stop to człowiek z zupełnie innej 'parafii': Jacek - konstruktor wież wiertniczych i poszukiwacz podwodnych skarbów (przejechaliśmy z nim przez calutką Polskę a na dokładkę zabrał nas na noc do swojego przepięknego drewnianego domku, który właśnie kończy restaurować, Wiesiek z kolegą - rolnicy z Sanoka jadący do pracy na Korsykę (każdemu z was życzę takiego spotkania, Wiesiek to kwintesencja dobrego humoru połączona z szacunkiem do świata a jego opowieści o swoim weselu i o weselach sióstr jego żony rozbawiły nas do łez), węgierski gracz futbolu amerykańskiego, rumuńscy tirowcy (którzy dowieźli nas na dwa wesela odbywające się w jednej knajpie), rodzina dresiarzy (która angielskiego nauczyła się z filmów w telewizji - jak to dobrze gdy nie wmuszają w ciebie wszystkiego z dubbingiem), prawosławny radykał przed trzydziestką (no ten to był hardcorem - wszyscy prócz niego i jego ziomków z kościoła to 'fuxxxng bixxxes which should disappear', bałam się o swoje oczy bo wychodziły mi z orbit jak go słuchałam), i na deser cudowna Christina - spec od rozwoju personalnego poprzez naprawianie metafizycznych relacji pomiędzy umysłem a ciałem, w zgodzie z kosmiczną energią i prawami rządzącymi wszechświatem, i jej mąż - właściciel knajpy i miłośnik piwa :) I tu na chwilkę się zatrzymam...
 
To był pierwszy raz Christiny kiedy zabrała kogokolwiek na stopa - a dlaczego to zrobiła? - bo właśnie wracała z kursu 'DLACZEGO NIE JA?'. Jak nas zobaczyła na drodze pomyślała sobie 'kurcze, wyglądają na spoko ludzi, mógłby ktoś ich zabrać - ale dlaczego nie ja!? i zatrzymała się na autostradzie omal z piskiem opon :) Czyż nie jest to 'magiczne'? Kocham takie chwile :) Christina zaprasza nas na kolacje do pizzerii swego męża Christiana i na noc do domu swojej przeuroczej teściowej (taka typowa mama), u której czekają już na nas pościelone łóżka w klasycznym 'dużym pokoju' z klasyczną meblościanką, rogówką i ogrodem na balkonie a na śniadanko 'teściu' częstuje nas palinką - rumuński bimberek. Spędzamy u nich dwie nocki, choć 'teściowa' proponuje nam tydzień albo ile nam potrzeba ;) Wszyscy tam wspominają Polaków, którzy przyjeżdżali na handel wymienny a zakupione od nich 'bermudy' to był szczyt lansu na plażach Morza Czarnego :) Nas Constanca nie urzekła (jest przed sezonem więc cale miasto jest w trakcie remontu a na plaży zamiast szumu morza słychać pukanie, stukanie, wiercenie i głośną 'muzykę', której słuchają robotnicy) więc ruszamy dalej...
 
Aga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz